Portal społeczno-kulturalny regionu kępińskiego
Bogny, Walerii, Witalisa 28 Kwietnia 2024, 17:51
Dziś 15°C
Jutro 23°C
Kępno
26 Września, 2018

Historia: Franciszek Dziedzic, ostatni przedwojenny wicestarosta kępiński - część 3

Pisałem już o naszym bohaterze w „Tygodniku Kępińskim” (TK) 2 lata temu w 2 odcinkach, ale w międzyczasie trafiłem na nowe źródła, szczególnie w powojennych aktach wojskowych, w wyniku czego część przypuszczeń, co do jego losów okazała się nietrafna, inne udało się potwierdzić i rozwinąć, a niektóre pozostaną już chyba na zawsze tajemnicą zabraną do grobu.

W efekcie mych 2-letnich zdecydowanych starań, czynionych nie tylko w swoim imieniu, ale też z ramienia Klubu Kaliszan w Warszawie i warszawskiego komitetu PiS oraz Akademii Sztuki Wojennej i Gwardii Narodowej im. AK, w dn. 29 stycznia br. decyzją nr 235 został on awansowany pośmiertnie przez obecnego szefa MON, ministra Mariusza Błaszczaka na majora Wojska Polskiego. Wielkie zasługi miał w tym ponadto b. minister Antoni Macierewicz, a najbardziej bezpośrednio, służący do dziś w kadrach MON, wielce życzliwy i fachowy w dziedzinie polityki historycznej mjr J. Mucha. Udało mi się też odszukać grób naszego bohatera, a co najważniejsze odnaleźć, dzięki Wojskowej Komendzie Uzupełnień (WKU) Łódź, jego najmłodszą córkę, z którą chciałbym przeprowadzić wywiad w jednym z jesiennych numerów TK. Pani Anna sama najlepiej opowie nie tylko o swoim tacie i rodzinie oraz ich związkach z Kępnem, ale też o niedawnej uroczystości wręczenia jej awansu pośmiertnego ojca, co miało miejsce w siedzibie łódzkiego WKU przy ul. Źródłowej 52 w dn. 8 czerwca br. o godz. 12:00. Pokażą to też zdjęcia w wykonaniu pracowników tej niezwykle profesjonalnej instytucji, z której przykład powinny brać inne WKU w kraju, m. in. w Kaliszu, Sieradzu czy Warszawie, blokujące latami dziesiątki mych wniosków awansowych, które dotyczących bohaterów z południowej Wielkopolski.
Dziś zajmę się natomiast uzupełnieniem i dokończeniem dziejów wicestarosty, zaczynając jeszcze w II RP. Wbrew poprzednim przypuszczeniom opartym na braku późniejszego meldunku na terenie miasta, Franciszek Dziedzic nie wyjechał z Kępna przed II wojną, ale pełnił w nim służbę do czasu jej wybuchu. Wspominał o tym także „Orędownik Ostrowski” z lat 1938-1939. W powojennych aktach wojskowych nie przyznał się z oczywistych względów do udziału w wojnie z bolszewikami w 1920 r., ani też do sprawowania funkcji sanacyjnego wicestarosty. Zeznał natomiast, że był jedynie referendarzem administracyjnym w starostwie i oficerem rezerwy WP. Oświadczył też, że po wybuchu wojny i ewakuacji z Kępna, a następnie wysiedleniu do Generalnej Guberni (GG), do końca listopada 1939 r. pozostawał bez pracy, przebywając najpierw w Przemyślu (być może u rodziny pochodzącej stamtąd I żony), a potem w Leżajsku na Podkarpaciu, gdzie od grudnia podjął pracę w nadleśnictwie w charakterze brakarza leśnego. Wypada tu wyjaśnić znaczenie tego ówczesnego zawodu, którego wykonywanie polegało ogólnie mówiąc na sprawdzaniu jakości drzewostanu przeznaczonego do wyrębu, a dokładniej F. Dziedzic zajmował się zapewne przygotowywaniem planów wycinki drzew, co przy obecnym nastawieniu Unii Europejskiej do ochrony polskich korników byłoby dziś b. utrudnione… Co ciekawe, w tym samym Leżajsku w czasie okupacji niemieckiej ukrywał się też inny z kępińskich bohaterów opisany przeze mnie rok temu w TK, ostatni przedwojenny burmistrz Ostrzeszowa - mjr Julian Żmudziński i jest mało prawdopodobne, by było to przypadkiem i by nie mieli ze sobą kontaktu, a także by nie brali aktywnego udziału w tamtejszej konspiracji. Niestety, ale o szczegółach ich ewentualnych działań w podziemiu niepodległościowym pewnie już się nie dowiemy. W czerwcu 1941 r. F. Dziedzic przeniósł się do Rzeszowa, gdzie pracował, jako tzw. biuralista, a dokładniej - księgowy i kier. adm. w przedsiębiorstwie budowlanym przy ul. Siemiradzkiego 10 (dziś w tym miejscu stoi już nowoczesny budynek). Po wkroczeniu „wyzwolicieli” z Armii Czerwonej na ziemie polskie przeniósł się we wrześniu 1944 r. do Lublina i został tam kierownikiem biura (powierniczego?) Dyrekcji Lasów Państwowych, a następnie „ochotnikiem” Ludowego Wojska Polskiego (LWP), zmobilizowanym 8 grudnia 1944 r., początkowo, jako dowódca plutonu. Z uwagi na praktyczne umiejętności leśne i uniwersytecką wiedzę prawniczą i ekonomiczną trafił do stanowiącego zbrojne ramię Ministerstwa Leśnictwa, Samodzielnego Batalionu Ochrony Lasów Państwowych (SBOLP), poprzednika dzisiejszej Straży Leśnej. Gwoli wyjaśnienia, formacja ta pełniła wtedy funkcję nieszkodliwej w istocie milicji leśnej, ale z milicją obywatelską uznawaną dziś obiektywnie za komunistyczną organizację przestępczą, miewała jedynie taki związek, że bywało, iż jedni z drugimi postrzelali się na zabawie, o czym donosiły potem rozkazy dzienne. Innym razem jeden z podoficerów batalionu został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa (UB), ponadto ukrywali się w tej jednostce także członkowie przedwojennych, czyli prawdziwych polskich elit, do których należał też nasz bohater, któremu i tam z czasem zaczynało się robić za ciasno… Z odtajnionych zaledwie kilkanaście lat temu dokumentów można się też dowiedzieć, że żołnierze SBOLP, który w skali kraju liczył ok. 600 członków, mieli b. dobre uzbrojenie, w tym m. in. broń automatyczną jak angielskie Steny i motocykle Harley - Dawidson, bo pierwsze zwykli im czasem zabierać bazujący wtedy w lasach Żołnierze Wyklęci, z którymi jednak nie walczyli, nie mając bratniej krwi na rękach, a o obecności drugich świadczyła delegacja na poszukiwanie sprzęgła… Organizacyjnie batalion dzielił się na 13 oddziałów przyporządkowanych Dyrekcjom Lasów Państwowych w: Białymstoku, Bytomiu, Gorzowie, Legnicy (pisanej wtedy jeszcze jako Lignica), Lublinie, Krakowie, Olsztynie, Poznaniu, Siedlcach, Szczecinku, Toruniu i Wrocławiu oraz centrali w Łodzi. Na niższym szczeblu żołnierze byli rozmieszczeni po ok. 10 w każdym nadleśnictwie w kraju i zajmowali się przede wszystkim zapobieganiem kradzieży drewna w lasach państwowych, przez kontrole u okolicznych chłopów i nakładanie nawiązek w razie stwierdzenia nielegalnego pochodzenia tego materiału. Dowództwo samodzielnej kompanii asystencyjnej SBOLP przy Naczelnej Dyrekcji Lasów Państwowych mieściło się w Łodzi przy ul. Andrzeja 7 i pewnie nie przypadkiem w dawnej siedzibie Polskiej Centrali Win „Vinonia”, Edward Smoliński i S-ka, S. z o. o., której papieru firmowego używali do korespondencji na początku. To było stałe miejsce służby naszego bohatera, który jako oficer łącznikowy, kontrolny i dochodzeniowy oraz z-ca d-cy batalionu wizytował też nadleśnictwa w całym kraju i w razie potrzeby prowadził tam śledztwa dot. nie tylko kradzieży drewna, ale także nadużyć czy nawet samobójstw jego oficerów. Będąc przedwojennym ppor. rez., pełnił służbę na etacie kapitana i w 1946 r. w ramach wyrównania został dwukrotnie awansowany, najpierw na porucznika, a następnie kapitana i w połowie maja zwolniony do cywila na własną prośbę. Nie chciał zostać w LWP, mimo że z uwagi na posiadane wykształcenie chciano go tam zatrzymać, gdyż wśród ówczesnej kadry oficerskiej, zwykle bez matury, był jednym z nielicznych wyjątków. Przyznawał się wtedy do przedwojennej sympatii wobec ruchu ludowego, a od 1944 r. działał w Stronnictwie Ludowym. By zamknąć jego kartę wojskową trzeba dodać, że w 1949 r. uznano go zdolnym do służby liniowej w rezerwie, a w 1950 r. wg okręgowej komisji rejestracyjno-weryfikacyjnej Departamentu Personalnego MON nie kwalifikował się do I rzutu, a w opinii podano m. in.: ... inteligentny, życiowo wyrobiony, oblicze polityczne raczej w stadium krystalizacji… W 1959 r. uznany niezdolnym do służby wojskowej, ale tylko w czasie pokoju, bo w razie wojny mógł walczyć. Wreszcie z początkiem 1962 r. został „zwolniony od powszechnego obowiązku wojskowego” i od tego czasu już mu nie groziło, że jako oficer rezerwy LWP u boku armii radzieckiej będzie na czele kompanii piechoty szturmował kapitalistów na zachodzie…

~ Tomasz Kostek Górecki,
Klub Kaliszan w Warszawie

Więcej w nr 39 (1294) 2018 r. „Tygodnika Kępińskiego”.

Komentarze

Pozostało znaków: 1000

Redakcja Tygodnika Kępińskiego nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez Internautów. Wypowiedzi zawierające wulgaryzmy, naruszające normy prawne, obyczajowe lub niezgodne z zasadami współżycia społecznego będą usuwane.

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!